"Tak" musi kosztować

Opublikowany 2010/08/01

W łódzkich parafiach wierni nie mogą liczyć na darmowy ślub. Reporterzy „Echa Miasta” sprawdzili, czy można za „dobre słowo” stanąć przed ołtarzem

"Tak" musi kosztować W łódzkich parafiach wierni nie mogą liczyć na darmowy ślub. Reporterzy „Echa Miasta” sprawdzili, czy można za „dobre słowo” stanąć przed ołtarzem 

„Jeśli szybko przyjdziecie do mnie, dam wam darmo ślub” usłyszeli Ewa i Marcin, od księdza, który chodził w lutym po kolędzie. Zanim duchowny wypowiedział te słowa, odkrył, że młodzi ludzie mają kilkumiesięczne dziecko. Zapytał, gdzie brali ślub. – Nie mamy ślubu – odpowiedziała zgodnie z prawdą para. Wtedy padła deklaracja. Wypowiedziana z lekkim, żartobliwym uśmiechem i spointowana żartem przez młodych rodziców: – Trzymamy księdza za słowo. „Echo Miasta” postanowiło sprawdzić, czy w Łodzi rzeczywiście da się darmo wziąć ślub kościelny. 

Chciałby pan pracować darmo? W przyszłego małżonka wcielił się reporter „Echa Miasta”. Chciał zarezerwować datę ślubu, a przy okazji zapytać, czy księża udzielą darmo ślubu komuś, kogo nie stać na zapłacenie kilkuset złotych za sakrament. Wybraliśmy parafie w różnych punktach miasta. Zaczęliśmy od kościoła pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu u zbiegu ul. Pabianickiej i al. Włókniarzy. W kancelarii przyjmował młody ksiądz w ciemnym „cywilnym” ubraniu. – Szczęść Boże. Chciałbym ustalić datę ślubu – zaczął nasz pan młody. – A kiedy chciałby pan wziąć ślub? – zapytał ksiądz. – We wrześniu – sprecyzował „narzeczony”. – Około połowy września. Ksiądz otworzył spory zeszyt, znalazł datę piętnastego września i podał kilka wariantów godziny. Potem zaczął recytować listę potrzebnych dokumentów. – Gdzie mieszkacie? – Niedaleko, przy Pabianickiej. Ale nie mamy tu meldunku to ma jakieś znaczenie? – spytał „narzeczony”. – To będą potrzebne zaświadczenia z waszych dotychczasowych parafii – dodał ksiądz lekko zniesmaczony. – Ile kosztuje ślub? – zapytał „narzeczony”. – No weźcie z dziesięć tysięcy z pieniędzy na wesele. Powinno wystarczyć – zażartował ksiądz i już poważnie dodał: – Jak przyjdziecie, to pogadamy. – Nie mamy pieniędzy na wesele. Będzie tylko skromne przyjęcie w domu – wyjaśnił „narzeczony” i nie dając za wygraną powtórzył pytanie: No ale chyba jest jakiś cennik? – U nas nie ma cennika, są sugestie – odparł ksiądz. – A jest szansa, że ksiądz zwolni nas z opłat i udzieli ślubu za darmo? Jesteśmy w trudnej sytuacji finansowej, a czujemy silną potrzebę wzięcia ślubu w kościele – tłumaczył „narzeczony”. – Ma pan pracę? – nieoczekiwanie zapytał ksiądz. – Nie mam, ale szukam – odparł „narzeczony”. – To jak pan już znajdzie i będzie pracował, to niech pan sobie zada pytanie: Czy chciałbym jeden dzień pracować za darmo… – zabrzmiała odpowiedź o darmowy ślub. 

W katedrze? Raczej nie Dokładnie to samo pytanie zadaliśmy w archikatedrze pod wezwaniem św. Stanisława Kostki. Tutaj w kancelarii przyjmował przemiły ksiądz w sutannie. Najpierw długo wypytywał o szczegóły, instruował o potrzebnych dokumentach. Doradzał, kiedy najlepiej wyciągać je z urzędów lub kancelarii parafialnych, by do września nie straciły ważności. I nie ukrywał cennika. – Jakie są opłaty? – zapytał przyszły pan młody. – Rezerwacja terminu kosztuje pięćdziesiąt złotych. Za ślub płacicie pięćset złotych – odparł ksiądz. – To dla nas bardzo dużo… – zmartwił się „narzeczony”. – No, jako że jesteście moimi parafianami mogę opuścić na ślubie sto złotych – z uśmiechem zgodził się ksiądz. – A jest szansa, że ksiądz zwolni nas z opłat i udzieli ślubu darmo? – nieśmiało zapytał „narzeczony”. – Raczej nie – miło, ale stanowczo odrzekł duchowny. 

Płacą i nie gadają Trzecia próba miała miejsce w parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przy ul. Zgierskiej. Tym razem w kancelarii urzędowała świecka pracownica kościoła. Po omówieniu formalności, padło sakramentalne pytanie: Ile kosztuje ślub? – U nas płaci się czterysta osiemdziesiąt złotych – wyrecytowała kobieta. – A jest szansa na zwolnienie z opłat? Ja i narzeczona jesteśmy w trudnej sytuacji materialnej… – zapytał nasz „narzeczony”. – No wie pan… – żachnęła się pracownica kancelarii. – Wszyscy tyle płacą. – Ale słyszałem, że jest taki dzień w roku, w którym kościoły udzielają darmowych ślubów – próbował targów „narzeczony”. – Nic o tym nie słyszałam – skwitowała pracownica kancelarii. 

Andrzej Adamczewski www.echomiasta.pl